poniedziałek, 2 grudnia 2013

05.

05. Niedługo z lodówki mi wyskoczysz.

Liam.
Liam.
Liam.
Co on tu do cholery robił?
- C-co ty tu robisz? – Wydukała, przyglądając mu się. Chłopak tylko wzruszył w odpowiedzi ramionami, wzdychając.
- Przejeżdżałem – odpowiedział, unikając jej wzroku. – Miałem trening i… - zaczął. – Z resztą, co cię to obchodzi? Lepiej powiedz, czemu to ty tu jesteś – mruknął.
- Mieszkam w pobliżu – powiedziała cicho, wpatrując się w swoje buty. – Wyszłam na spacer – dodała bez namysłu. Dopiero po chwili dotarło do niej, co tak naprawdę powiedziała. Było po dziesiątej wieczorem, padało, a ona nawet nie miała butów na stopach.
- Na spacer? – Zapytał sceptycznie, uważnie się jej przyglądając. – Jasne – prychnął, kręcąc głową. – Pewnie nie dajesz spokoju jakiemuś innemu klientowi, biedny facet. Nie wiem czy dotarło do ciebie, ale w twoim zawodzie dyskretność jest kluczowa – mruknął.
- Czyli tobie cały czas o to chodzi? – Zapytała, napotykając jego pytający wzrok. – Boisz się, że komuś powiem? Martwisz się, że ludzie dowiedzą się o przygodzie wielkiego Liama Payne’a ze striptizerką?
- Nie powiedziałbym, żeby to była jakaś przygoda – mruknął, robiąc zdegustowaną minę. – Ale tak, masz rację. Nie wiem, czemu wtedy zgodziłem się żeby tam iść, ale uwierz mi, żałuję. Bardzo tego żałuję. – Dodał. – Niestety ty nie pozwalasz mi o tym zapomnieć, ciągle mnie prześladujesz! Gdzie nie spojrzę tam jesteś ty! Niedługo z lodówki mi wyskoczysz – warknął, wysiadając z auta. – I co to do cholery jest? – Zapytał, wskazując na jej siny policzek. Niefortunnie światło latarni padło na jej twarz i Liam miał doskonały widok na jej siniaka.
- Nie twoja sprawa – odburknęła, odsuwając jego zbliżającą się rękę. – I tym razem jesteś tu ze mną z własnej woli!
- Nie przepadam za tobą, ale też nie chcę żeby ktoś cię napadł lub zgwałcił, przez twoją własną głupotę – syknął, na co ona swój wzrok wlepiła w chodnik.
Kto by pomyślał, że czasami większe niebezpieczeństwo czyha na nas tam gdzie czujemy się najbezpieczniej? Bo ona czuła się bezpieczna będąc z John’em. Był jej najlepszym przyjacielem, jedyną osobą w Londynie, której mogła zaufać. Niestety teraz została sama.
- Dam sobie radę – powiedziała, ponownie ruszając przed siebie. Nie miała ochoty na dalsze kłótnie z Liam’em. W pewnym momencie jednak się zatrzymała, odwracając się w jego stronę. Nadal stał w tym samym miejscu, w uwagą się jej przyglądając. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę, wracając do niego. – Mógłbyś zadzwonić do Harry’ego? – Poprosiła.
- Do Harry’ego?
- Tak – przytaknęła.
- Po co? – Zapytał. – Nie możesz sama do niego zadzwonić? Myślałem, że jesteście ‘’przyjaciółmi’’ – zaśmiał się.
- Nie mam telefonu – mruknęła. – Zadzwonisz do niego czy nie? – Zapytała. Po chwili namysłu Liam się zgodził, lecz niestety Styles nie odbierał. Po pięciu minutach chłopak zrezygnował, wzruszając ramionami.
- Przykro mi – mruknął. – Pewnie jest zajęty – dodał ze śmiechem, doskonale wiedząc, co jego przyjaciel w tej chwili robił. I na pewno nie robił tego sam…
- Świetnie – mruknęła sarkastycznie, chowając twarz w dłonie. Co miała zrobić? Zostało jej tylko spanie na ławce w parku.
- Wsiadaj, podwiozę cię do domu – powiedział Liam, otwierając przed nią drzwi. – No, na co czekasz?
- Dzięki, ale nie – odpowiedziała.
- Przestań zachowywać się jak jakaś diva i wsiadaj – warknął, tracąc cierpliwość. – I tak wystarczająco już przez ciebie zmokłem – dodał. Brunetka chwilę się zastanowiła, co chwila swój wzrok przenosząc z Liama na oddalony o kilka metrów budynek i odwrotnie. Może John już spał? Wtedy mogłabym zabrać swoje rzeczy i iść do hotelu. Ale co jeśli było inaczej? Co jeśli teraz nie zdołałaby mu uciec? – Długo mam tak czekać? – Usłyszała zdenerwowany głos chłopaka. Zrezygnowana wsiadła do samochodu, stwierdzając, że to jedyne wyjście. Poza tym była pewna, że Liam nic jej nie zrobi. Po pierwsze na takiego nie wygląda, a po drugie jej nie cierpi.
- Dziękuję – wyszeptała po chwili, patrząc przed siebie.
- To gdzie mam jechać? – Zapytał, ignorując jej uprzejmość.
- Do Harry’ego – odpowiedziała tak cicho, że ledwo, co ją usłyszał.
- Słuchaj – zaczął. – Nie wiem, po jaką cholerę tak ci zależy żeby skontaktować się z Harrym, ale uwierz mi, że na pewno nie chcesz tam teraz jechać – dodał, napotykając jej zdziwioną minę. – Harry nie jest tam sam – powiedział, mając nadzieję, że ty razem zrozumie, o co mu chodzi. Tak, zrozumiała. Jej mina mówiła wszystko. – To gdzie mam jechać?
- Możesz tu się zatrzymać – odpowiedziała, nawet na niego nie spoglądając.
- Park? – Zapytał. – Chcesz o tej godzinie iść do parku?
- Nie mam innego wyjścia – mruknęła pod nosem. – Tak, chcę iść do parku – powiedziała głośniej.
- Słyszałem, co powiedziałaś – westchnął. – Nie masz gdzie spać?
- Co? Oczywiście, że mam – oburzyła się. – Zatrzymaj się i…
- Proszę cię – przerwał jej. – Będę dla ciebie dziś dobry i pozwolę ci się zatrzymać u mnie – dodał. – Na jedną noc oczywiście – mruknął, nie chcąc robić jej zbędnych nadziei. Dziewczyna chciała ukryć swoją radość, ale nie potrafiła. Szeroko się uśmiechnęła, lecz po chwili jej wyraz twarzy się zmienił. Nie może zostać u Liama na noc, jak to będzie wyglądało? Poza tym on będzie jej to wypominał do końca życia, oczywiście, jeśli jeszcze go kiedyś zobaczy. Choć do tej pory nie było z tym problemów.
- Dziękuję, naprawdę – zaczęła. – Ale nie mogę…
- To masz problem – westchnął, przyśpieszając. – Bo jesteśmy już blisko i nie masz wyjścia – dodał, wzruszając ramionami. Powinna mu dziękować, czy raczej odwrotnie?

Po kilkunastu minutach męczącej ciszy znaleźli się wreszcie w mieszkaniu chłopaka. Na pierwszy rzut oka było widać, że mieszkał tam sam mężczyzna. Było prosto, nowocześnie i dość oryginalnie. Szczególnie podobało jej się czerwone krzesło, które stało w rogu salonu.
- Naprawdę nie wiem jak ci dziękować – powtórzyła kolejny raz, na co chłopak westchnął. To nie była dla niego wymarzona sytuacja, nie przepadał za nią i ona o tym wiedziała. Wolałby, aby tę noc spędziła u Harry’ego, ale niestety jego przyjaciel był zajęty.
- Nie ma sprawy – mruknął, podając jej koc. – Niestety, ale będziesz musiała spać na kanapie – dodał. On nie miał zamiaru rezygnować ze swojego wygodnego łóżka, tym bardziej, że ostatnio ciężko trenuje i potrzebuje odpoczynku.
- Jasne, oczywiście – uśmiechnęła się, rzucając koc na ‘swoje tymczasowe łoże’. Może i w głębi serca spodziewała się, że jednak zaproponuje jej, aby to ona spała w sypialni, w końcu tak zawsze było w filmach… No, ale Liam, to Liam, to na pewno nie był film. – Liam – zatrzymała go, gdy kierował się w stronę swojego pokoju. – Dziękuję.
- Teraz powinienem powiedzieć ‘zawsze do usług’, ale nie będę cię oszukiwał – odpowiedział, na co ona się zaśmiała. Chyba pierwszy raz tego dnia tak naprawdę coś ją rozbawiło. – Nie ma, za co – dodał poważnie, delikatnie się uśmiechając. Liam Payne się do niej uśmiechnął.

Usiadł na łóżku zastanawiając się czy dobrze zrobił. Może nie powinien jej tu zapraszać? Co będzie, jeśli powie coś prasie? Z drugiej jednak strony przecież nie mógł zostawić jej na ulicy, prawda? Nie był aż takim dupkiem.
Kolejny raz tego wieczoru próbował dodzwonić się Harry’ego, niestety ten kolejny raz nie odbierał. Pomału coraz bardziej się irytował, ponieważ to Harry miał większy obowiązek wobec Sutton.
- Boże – mruknął sam do siebie. – O czym ja w ogóle myślę, jaki obowiązek – zaśmiał się, zamykając oczy. Miał nadzieję, że dziś nic mu się nie przyśni. Zazwyczaj, gdy padał deszcz śniła mu się ona i powoli zaczynało go to doprowadzać do szału…
Nie był pewien ile spał i czy w ogóle zasnął, bo wszystko wydarzyło się tak nagle. Zerwał się z łóżka, kierując się w stronę, z której doszedł go hałas. Jak się domyślał Sutton miała coś z nim wspólnego i się nie pomylił. Wchodząc do kuchni ujrzał brunetkę siedzącą na podłodze, ściskającą jedną dłoń w drugiej. Na jej bluzce były czerwone plamy, a koło nóg leżała rozbita szklana.
- Co się stało? – Zapytał cicho, pomagając jej wstać. – Pokaż – mruknął, oglądając jej ranę.
- Przepraszam – powiedziała cicho. – Chciałam się napić wody i…
- To tylko szklanka – mruknął, z dolnej szafki wyciągając małą apteczkę. – Zwykłe przecięcie, niż groźnego – zapewnił, naklejając plaster.
- Dziękuję.
- Uważaj na szkło – mruknął, kiedy prawie, że nadepnęła na odłamki szklanki. – Ustań tam, a ja to posprzątam – powiedział, delikatnie popychając ją do tyłu.
- Boże pozwoliłeś mi u siebie zostać, a ja w zamian wszystko niszczę – westchnęła.
- Mam inne szklanki – odpowiedział, wyrzucając szkło do kosza. – Skończone – oznajmił, stając przed nią.
- Przepraszam jeszcze raz…
- Jedyne, co od ciebie dziś słyszę do dziękuję i przepraszam – zaczął. – Ostatnio, gdy się widzieliśmy powiedziałaś, że tym, co mam w spodniach świata nie zawojuję i tamto chyba bardziej mi się podobało – zaśmiał się. – Dziwnie się czuję, gdy jesteś miła…
- Ty też jesteś dla mnie miły – zauważyła, na co on wzruszył ramionami.
- To, dlatego, że gdy jestem śpiący, nie wiem, co robię – odpowiedział.
- Liam – zaczęła. Ciekawość wychodzi na pierwszy plan. – Dlaczego dziś tam byłeś? To nie jest dzielnica, w której bym się spodziewała ciebie zobaczyć… - dodała, lecz szybko tego żałowała. Jego wyraz twarzy całkowicie się zmienił; nie było już na niej tego delikatnego uśmiechu. Teraz widziała tylko ból i wściekłość. Nie dobrze.
- Prze…
- Przestań mnie przepraszać – warknął. – I to nie twoja spra…
- Czy to ma coś wspólnego ze zdjęciem tej dziewczyny? – Zapytała, za nim zdążyła ugryźć się w język.
- C-co?
- Leżało na szafce – powiedziała szybko. – J-ja ją znałam i …
- Znałaś Katy?
- Tylko z widzenia – odpowiedziała. – Kim ona dla ciebie była?
- Nie ważne – westchnął, kręcąc głową. – Nie ważne. Zapomnij o tym, jasne? Idź spać, jutro zadzwonię do Harry’ego, on ci pomoże – dodał, zostawiając ją samą.
- Idiotka – mruknęła pod nosem, otwartą dłonią uderzając się w czoło. Tą ranną. – Cholera!

***
Jeszcze nigdy nie czuła się tak dobrze jak teraz. O niczym nie myślała, niczym się nie martwiła, liczyło się tylko to, że dobrze się czuła. Z uśmiechem poruszyła palcami, czując delikatne mrowienie, które sprawiało jej ogromną przyjemność.
- Wszystko z nią dobrze? – Usłyszała nad sobą. Pierwszy raz w życiu słyszała tak piskliwy głos. I chyba pierwszy raz w życiu tak bardzo się śmiała.
- Każdy reaguje inaczej – odpowiedział ktoś inny. – Poza tym to jej pierwszy raz, niech robi, co chce – dodał ze śmiechem.
Blondynka nie słuchała dalej ich rozmowy. Po prostu zamknęła oczy, czując, że powoli odlatuje. I to dosłownie. W pewnym momencie przestała czuć cokolwiek, nie mogła nawet poruszyć nogami.
- Ja latam – szepnęła, powodując u kogoś wybuch śmiechu. To wprawiło ją w lekką panikę i już nic nie było doskonałe. Już nie czuła się dobrze, teraz chciała żeby to się skończyło.
- Alaska – usłyszała. – Wszystko dobrze? – Zapytał ten ktoś, delikatnie odrzucając jej blond kosmyki do tyłu. – Allie, jeśli zaśniesz to lepiej się poczujesz – powiedział. – Spróbuj zasnąć.

Otworzyła oczy, dokładnie przyglądając się otoczeniu. Nie była u siebie, to było pewne. Próbowała sobie cokolwiek z wczoraj przypomnieć, ale przed oczami miała tylko siebie, butelkę wódki i biały proszek.
- Nareszcie się obudziłaś – odezwał się Charlie, uśmiechając się. – Proszę – podał jej wodę i tabletkę.
- Co to? – Zapytała, niepewnie wyciągając dłoń.
- Nie martw się – zachichotał. – Aspiryna – wyjaśnił, na co blondynka odetchnęła. Doskonale wiedziała, co zrobiła kilka godzin temu i wcale nie była z tego powodu dumna.
- Dziękuję – mruknęła, połykając tabletkę. Głowa okropnie ją bolała, ale to pewnie przez te hektolitry wódki, które wypiła. I pomyśleć, że to ta sama Alaska, która nienawidziła alkoholu.
- Nie ma, za co – uśmiechnął się. – Allie nie martw się, nikt się nie dowie – zapewnił ja. – Poza tym to tylko zabawa, nic się nie stało – dodał, na co ona przytaknęła.
- Tylko zabawa – mruknęła, głęboko wzdychając. – Gdzie ja jestem i która jest godzina?
- Jesteś u mnie – uśmiechnął się. – I jest dwadzieścia po jedenastej – dodał.
- Co? – Wrzasnęła, wyskakując z łózka. Po chwili zauważyła, że ma na sobie tylko bieliznę. – Charlie?
- Pomyślałem, że tak będzie ci wygodniej – powiedział, spuszczając wzrok. – Przepraszam ja…
- Nic się nie stało – przerwała mu. – I masz rację, było mi wygodniej. Ale teraz muszę iść, matka mnie zabije! – Dodała, w pośpiechu się ubierając. Po dwudziestu minutach siedziała już w taksówce, w duchu modląc się żeby jej matki nie było w domu. Trochę to dziwne, że mimo dwudziestu dwóch lat nadal boi się swojej matki, ale Karen Payne należała do osób, których wszyscy się bali. I to dosłownie wszyscy. Poza tym nie chciała się tłumaczyć z tego gdzie była i co robiła, bo nie jest dobra w kłamaniu, a prawdy na pewno nie mogła powiedzieć.
Po przekroczeniu progu od razu naskoczyła na nią matka.
- Gdzieś ty do cholery była całą noc?!
Świetnie.

***
- Dlaczego nie odbierałeś? – Wrzasnął Liam, kiedy tylko Harry przekroczył próg jego mieszkania. Chłopak tylko wzruszył ramionami, szeroko się uśmiechając.
- Byłem zajęty – odpowiedział,po ruszając wymownie brwiami. – A co chciałeś?
- Zabierz stąd Sutton – mruknął Payne. – Spędziła tu noc i…
- Co?!
- Nie drzyj się tak – warknął. – Teraz bierze prysznic, ale siedzi już w tej łazience chyba z godzinę, więc zaraz powinna wyjść – dodał.
- Czekaj, czekaj… Co Sutton robi u ciebie? Czy wy…?
- Chyba cię pojebało – burknął Liam, odwracając się do niego plecami. – Wczoraj jak wracałem z…. Z resztą nie ważne! Przypadkiem ją spotkałem i nie miała gdzie się podziać, a przecież nie mogłem jej zostawić na ulicy, no nie?
- Dobry z ciebie samarytanin Liasiu – zaśmiał się Harry, swój wzrok odwracając w stronę brunetki, która właśnie pojawiła się w kuchni. – O wilku mowa!
- Cześć – uśmiechnęła się do Harry’ego, przytulając go na powitanie.  
- To, co tu robisz? – Zapytał, mimo, że Liam mój już to wytłumaczył.
- Długa historia – mruknęła, unikając jego wzroku. – Ale Liam mi pomógł, także…
- Strasznie dobry człowiek z tego Liama, prawda? – Powiedział, na co Liam zawarczał. I to dosłownie. – Boże Liam…
Jednak chłopak nie zdążył nic powiedzieć, bo przerwał im trzask zamykanych drzwi. Zdziwieni podnieśli się ze swoich miejsc, kierując się w stronę korytarza. Po chwili ujrzeli przed sobą zdenerwowaną Alaskę, która w ręku ściskała rączkę od ogromnej walizki.
- Wyprowadziłam się od matki – powiedziała, wciągając powietrze. Po chwili wzrok przeniosła z Liama na Harry’ego, a na końcu spojrzała na Sutton. – Co tu się dzieje? – Zapytała, widząc, że brunetka ma na sobie ubrania jej brata.
- Nic – odpowiedział chłopak. – Lepiej powiedz, dlaczego wyprowadziłaś się z domu? I co robisz tu z tą walizką?
- Pokłóciłam się z matką – zaczęła. – I muszę zamieszkać u ciebie – dodała, szeroko się uśmiechając.
- Ja pierdolę – mruknął pod nosem, wracając do kuchni. Musiał się napić i to na pewno nie herbatki.  

_____________________________________
Rozdział 5 dodany :) Mam nadzieję, że się spodoba :)
Dziękuję za komentarz! 
O! Jest i nowy szablon.... :)

Do następnego :*

9 komentarzy:

  1. Genialny a 'musial sie napic i to na pewno nie herbatki' rozwalilo system:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chcę następny !!!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Sutton i Liam muszą być razem!!!
    ostatni tekst Liama hahahahaha

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale cudownie opowiadanie, nigdy nie czytałam takiego w którym Li był bokserem! oczywiście czekam na następne, mogłabyś mnie informować? [hello-eleanor.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe :D
    Nominuję cię do Liebsten Awards :D
    Więcej informacji tutaj ! ---> http://sherbet69.blogspot.com/2013/12/liebsten-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudnyyyy. :3
    Kocham tego bloga!
    Buziaki : *

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham to opowiadaniee!!!!! kiedy następny rozdział ??

    OdpowiedzUsuń
  8. Liam warczy? hahahahahah. Cudny rozdział. Kiedy będzie następny?

    OdpowiedzUsuń