– Muszę to odebrać – powiedziała cicho, kiedy znaleźli się pod jego domem.
Przytaknął, odchodząc na bok by dać jej trochę prywatności i by samemu
zadzwonić do Stana. Musiał go
poinformować o zmianach. Po trzech sygnałach mężczyzna w końcu odebrał.
- Co jest?
- Musisz wyjść, już jesteśmy. No i jest jeszcze coś… Alaska nie będzie
mieszkała sama – powiedział, przyglądając się stojącej dalej blondynce. –
Będzie z nią jeszcze jedna dziewczyna – dodał.
- Cholera jasna – warknął Stan. – Nie będę miał szansy, żeby zostać z nią
sam na sam.
- To, co robimy?
- Musimy zacząć działać szybciej – oznajmił. – I to już dziś.
- Ale, że teraz?
- No przecież jest z tobą, prawda?
- No jest, ale…
- Nie ma żadnego, ale! Robimy to dzisiaj, możemy już nie mieć takiej okazji
– powiedział starszy z mężczyzn, w myślach przeliczając już całą tę kasę, którą
wkrótce będzie miał.
- A co jeśli nie będzie chciała zostać na noc? Już nie raz próbowałem się z
nią przespać, ale ciągle mi odmawia!
- Daj jej coś.
- Co?
- Już raz nafaszerowałeś ją narkotykami, zrób to i teraz.
- Wtedy sama tego chciała – mruknął blondyn, spuszczając wzrok. Nie chciał
robić jej krzywdy, ale jej rodzina musiała mu zapłacić za wszystkie szkody.
- A teraz nie musi – westchnął znudzony Stan. – Wrzuć jej coś do picia. Jak
zaśnie, zadzwoń do mnie.
No to się porobiło! Charlie od początku wydawał mi się podejrzany! Hazz powinien mu przywalić! Biedna Alaska :c Niedawno zaczęłam czytać tego bloga i strasznie się wciągnęłam ♥ Uwielbiaam :33 Pozdrawiam x
OdpowiedzUsuń