07. John, ty mnie chciałeś zgwałcić...
Ubrana w czerwoną, koronkową bieliznę, pewnym krokiem ruszyła w stronę pokoju, w którym zawsze spotykała się z klientami. Jessii poinformowała ją wcześniej, że dziś będzie ‘obsługiwała’ bogatego mężczyznę, dlatego ma się postarać bardziej niż zwykle.
Ubrana w czerwoną, koronkową bieliznę, pewnym krokiem ruszyła w stronę pokoju, w którym zawsze spotykała się z klientami. Jessii poinformowała ją wcześniej, że dziś będzie ‘obsługiwała’ bogatego mężczyznę, dlatego ma się postarać bardziej niż zwykle.
Przed wejściem do
środka poprawiła biustonosz, który był trochę za mały, ale musiała sobie jakoś
dać z tym radę. Teraz dzieli garderobę z nową, (której imienia jeszcze się nie
nauczyła i raczej nie zamierza) i ich szef stwierdził, że żeby trochę zaoszczędzić,
obie będą nosiły te same stroje. Oczywiście próbowały protestować, bo to
wyjątkowo niehigieniczne i po prostu ohydne, ale z tym facetem trudno się
dogadać. I właśnie przez to dość okazały biust Sutton, musi jakoś mieścić się w
staniku, który jest za mały o przynajmniej dwa rozmiary.
- Ty jeszcze tu? –
Usłyszała za sobą głos rudej. Niepewnie się uśmiechnęła, odrzucając swoje
ciemne włosy do tyłu.
- Duszę się – mruknęła.
– I stawiam stówę, że to coś pęknie przy następnym oddechu – dodała, wskazując
na czerwony biustonosz. Jessii tylko się zaśmiała, wskazując na drzwi.
- No idź już –
powiedziała. – I lepiej się nie zakładaj, bo obie dobrze wiemy, że cię na to nie
stać – zaśmiała się, widząc oburzoną minę brunetki. Może i miała rację, ale
stówę to by gdzieś znalazła. Chyba. – Kitty nie myśl za dużo, bo głowa cię
rozboli. Poza tym lepiej już tam wchodź, bo klient czeka już ciebie od dobrych
dziesięciu minut – rzuciła kobieta, wracając do rozdawania drinków pijanym
klientom. Sutton posłusznie swoje kroki skierowała w stronę drzwi, za którymi
znajdował się jej dzisiejszy zainteresowany. Skrzypiące drzwi dały o sobie znać, jak
zawsze. Nigdy nie mogła wejść niezauważona, a przecież właśnie takie wejścia są
najlepsze.
- Mógłby ktoś je wreszcie nasmarować – mruknęła pod nosem, zamykając je za sobą. Z szerokim uśmiechem
podniosła wzrok, by wreszcie dobrze przyjrzeć się mężczyźnie, którego dziś
miała zabawiać. Jej radość jednak nie trwała długo. Przerażona, szybko wzięła krok
do tyłu, aby tylko być jak najdalej od niego. – Co ty tu robisz?
- Dzwoniłem –
powiedział, unikając pytania. Nie był pewien czy powinien się do niej zbliżać,
po tym, co się stało, ale musiał ją przeprosić. Wyrzuty sumienia nie pozwalały
mu na normalne funkcjonowanie i miał ogromną nadzieję, że dziewczyna mu jednak
wybaczy. – I pisałem – dodał, robiąc krok w jej kierunku. Dziewczyna lekko zbladła,
nerwowo rozglądając się w poszukiwaniu czegoś, czego mogłaby użyć, jako broni.
Oczywiście, jeśliby tylko zaszła potrzeba jej użycia.
- Co ty tu
robisz? – Powtórzyła jeszcze ciszej, niż wcześniej. Brzmiała jak mała, przerażona
dziewczynka, która musiała zmierzyć się ze swoim największym koszmarem.
Mężczyzna z głębokim westchnięciem, spuścił wzrok, siadając na czerwonej kanapie.
Właśnie zdał sobie sprawę jak bardzo jego najlepsza przyjaciółka, a zarazem
ukochana, się go boi. Był świadomy tego, że zrobił głupstwo i prawdopodobnie
dziewczyna już nigdy nie spojrzy na niego tak jak wcześniej, ale z drugiej
strony uważał, że trochę też przesadza. W końcu do niczego nie doszło, więc, o
co jej chodzi?
- Przyszedłem cię
przeprosić – odpowiedział, mając nadzieję, że to jej wystarczy. – Wiem, że
głupio się zachowałem, ale nie rozumiem, dlaczego nie wróciłaś na noc i na
dodatek unikasz moich telefonów? Martwiłem się – dodał, bawiąc się guzikiem od
swojej skórzanej kurtki.
- Czy ty siebie
słyszysz? – Warknęła, odzyskując swoją pewność siebie. Bała się go, ale też nie
mogła pozwolić mu na to, żeby tak traktował tę sprawę. To on był winny, nie
ona. To on musiał ponieść konsekwencje tego, co zrobił, nie ona. – Dlaczego nie
wróciłam na noc? Może, dlatego, że cholernie się ciebie bałam?
- Sutton ja… -
zaczął, podnosząc się z kanapy. Trochę go zdziwiło, że aż tak bardzo ją to
dotknęło, przecież była striptizerką i często dochodziło do podobnych sytuacji.
– Przepraszam, ok? Źle zrobiłem, ale zrozum, że byłem pijany i sam nie wiedziałem,
co robię – mruknął, stając przed nią. Prychnęła, ponownie biorąc krok w tył,
chcąc być jak najdalej od niego.
- A mi się wydawało,
że doskonale wiedziałeś, co się dzieje – odpowiedziała. – Dlaczego zachowujesz
się jakby się nic nie stało?
- Wcale się tak nie
zachowuję – odpowiedział, zanurzając palce w swoich włosach. Zawsze tak robił,
kiedy był zdenerwowany. – Po prostu robisz z igły, widły! Do niczego nie doszło,
prawda? Poza tym jesteś striptizerką, a w pewnym sensie nawet i dziwką! Jeden w
tą, czy w tą, co za różnica? – Warknął, zupełnie nie panując już nad tym, co
mówił. Był zdenerwowany, sfrustrowany i załamany, co spowodowało, że w końcu wybuchł.
Kiedy jednak spojrzał na załzawione oczy kobiety, którą darzył miłością,
dotarło do niego, co przed chwilą powiedział. – Sutton…
- John, ty mnie
chciałeś zgwałcić – załkała, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Jak jej najlepszy
przyjaciel mógł w ogóle coś takiego powiedzieć? Kiedy go tu zobaczyła była
przerażona, ale jednocześnie trochę szczęśliwa, bo zawsze traktowała go jak
brata i chciała mu wybaczyć. Chciała mu wybaczyć to, że chciał ją wykorzystać,
a on mówi jej takie rzeczy? – A j-ja tego nie chciałam – wydukała.
- Sutton ja nie
chciałem tego powiedzieć, to nie tak….
- Ja nie
chciałam, rozumiesz? To, co robię tu, to mój wybór i tylko mój! To moja praca,
jaka by nie była, to moja praca! I to nie twoja sprawa, ale wiedz, że z nikim
tu nie sypiam! Rozumiesz? Nie uprawiam seksu z klientami…
- Sutton… -
wtrącił, ale brunetka nadal kontynuowała.
- … nigdy! A
ciebie uważałam za przyjaciela, za osobę, na którą zawsze mogę liczyć i co mi z
tego przyszło? PRAWIE MNIE ZGWAŁCIŁEŚ! – Wrzasnęła, bezsilnie opadając na
kanapę. Została sama, zupełnie sama. Nie wiedziała, co ma zrobić, dokąd pójść,
nie miała nawet, z kim o tym porozmawiać.
- Sutton ja nie
chciałem… - wyszeptał, stwierdzając, że najlepiej będzie jak ją zostawi samą.
Zrozumiał, że na razie nie ma szans na to, aby dziewczyna mu wybaczyła. –
Przepraszam – powiedział ostatni raz, po czym wyszedł. Teraz już naprawdę
została sama.
Po długich
dziesięciu minutach płaczu i bezmyślnego wpatrywania się w ścianę, do pokoju
weszła Jessii. Kobieta bez słowa usiadła obok płaczącej dziewczyny, mocno ją do
siebie przytulając. Nie potrzebowała wiedzieć, co się stało, chciała tylko dać dziewczynie
do zrozumienia, że jest przy niej i zawsze może jej pomóc.
- Pewnie chcesz wiedzieć,
co się stało? – Wydukała cicho, wierzchem dłoni wycierając mokre od łez
policzki. Jessii delikatnie się uśmiechnęła, przecząco kręcąc głową.
- To twoja sprawa
– stwierdziła. – Oczywiście, jeśli chcesz się wygadać to chętnie posłucham, ale
jeśli na razie wolisz to zachować dla siebie, to rozumiem.
- Dziękuję –
tylko tyle zdołała z siebie wydusić, po czym ponownie wybuchła gromkim płaczem.
Nie wiedziała czy bardziej bolało ją to, co JJ jej powiedział, czy to, że ją
zostawił. Jak głupio i dziwnie by to nie brzmiało, w głębi serca chciała, aby
był tu przy niej. Wraz z jego wyjściem, poczuła dziwny ścisk w żołądku, bo
doskonale widziała w jego oczach rezygnację. Zrezygnował z niej; z ich
przyjaźni. I choć wiedziała, że to, co się wydarzyło to nie była jej wina, to
właśnie jak na złość ona czuła się winna. Wszystkiemu.
***
- I co
zamierzasz?
Z zamyślenia
wyrwał ją głos brata. Podniosła na niego wzrok, wzruszając ramionami. Nie wiedziała,
co chcę robić; czy wrócić następnego dnia do pracy, czy może jednak zająć się
czymś innym. Druga opcja brzmiała tysiąc razy lepiej, bo na 99.999999% była
pewna, że jej matka właśnie obdzwaniała wszystkich znajomych w poszukiwaniu
nowej asystentki, ponieważ jej okropna i OD CZTERECH LAT PEŁNOLETNIA CÓRKA nie
wróciła na noc do domu.
- Nie wiesz?
Znowu wzruszyła
ramionami. Nie, nie wiedziała. Nie wiedziała też, co powinna zrobić z Harrym,
na którego widok kolana robią jej się jak z waty, a serce bije milion razy na
sekundę. Zakochanie się w przyjacielu swojego brata to głupie posunięcie, zwłaszcza,
kiedy ten przyjaciel nawet cię nie zauważa i na twoich oczach wychodzi ze striptizerką,
z którą ‘’się przyjaźni’’. Taa jasne.
- Słyszysz mnie?
Przytaknęła.
Słyszała go doskonale, ale nie miała ochoty się odzywać. Trzecim problemem był
Charlie i… No właśnie. I narkotyki, które wzięła. Z jednej strony czuła się
wspaniale po ich zażyciu, z drugiej jednak przerażała ją myśl, że mogłaby się
uzależnić. Oczywiście, Charlie zapewnił ją, że tak się nie stanie, jeśli będzie
brała ‘okazyjnie’, ale stwierdziła, że Charlie gówno wie i jednak jest
przerażona samą sobą.
- ALASKA!
- Nie krzycz – burknęła,
podciągając kolana pod brodę. Od pół godziny Liam próbował cos z niej wyciągnąć,
jednak ona była nieugięta. Jedyne, co mu powiedziała, to to, że pokłóciła się z
matką i nie mogła dłużej mieszkać w miejscu, w którym nie czuję się dobrze.
- To powiedz mi w
końcu, o co chodzi – warknął, stając na równe nogi. – Dlaczego się
wyprowadziłaś?
- Mówiłam ci już –
odpowiedziała, unikając jego wręcz parzącego wzroku.
- Powiedziałaś
tylko, że się pokłóciłyście – zaczął. – A ja chciałbym wiedzieć, o co wam
poszło! Już wiele razy dochodziło do kłótni między wami, ale jeszcze nigdy nie
wyprowadzałaś się przez to z domu! – Krzyknął, zaciskając dłonie w pięści.
Czasami jego własna siostra doprowadzała go do białej gorączki. Liam był znany
ze swojego temperamentu i to było jedną z przyczyn, dla których został
bokserem. Walka pozwalała mu na przelanie wszystkich złości na kogoś innego za
pomocą pięści. I często nie kończyło się to dobrze dla tej drugiej osoby.
- Nie wróciłam na
noc do domu – mruknęła, widząc jego zdenerwowanie. – I nie zadzwoniłam.
- A dlaczego nie
zadzwoniłaś?
Bo byłam naćpana i nie kontaktowałam ze światem.
- Nie wiem, nie
miałam czasu – odpowiedziała. – I dlaczego ja w ogóle powinna ją, o czymkolwiek
informować? Mam dwadzieścia dwa lata, jestem już dorosła! – Dodała, zakładając
ręce na biodrach. Od zawsze była tą grzeczną, cichą dziewczynką, bez
przyjaciół, która zawsze słuchała mamusi. Była nieśmiała, zakompleksiona i
nieszczęśliwe zakochana. Chyba najwyższy czas coś zmienić, prawda?
- Al mama tylko
się o ciebie martwiła – westchnął, delikatnie się uśmiechając. – Nie możecie
się pogodzić?
- Nie chcesz
żebym z tobą mieszkała?
- Nie o to chodzi
– mruknął. – Ale jestem dorosłym mężczyzną i czasami…
- Chciałbyś
sprowadzić sobie do mieszkania prostytutkę? – Dokończyła za niego, wybuchając
śmiechem.
- Alaska! –
Warknął, kręcąc głową. – Nikomu nie mów o Sutton, rozumiesz? Ani słowa!
- Oczywiście –
zgodziła się. – Ale mogę tu zamieszkać, prawda? Przynajmniej na jakiś czas. - Nic
nie odpowiedział, ale jego mina mówiła wszystko. Wygrała.
***
Przemyła twarz,
spoglądając na siebie w lustrze. Po zmyciu makijażu znowu widać było tego
okropnego siniaka, którego jest posiadaczką, dzięki swojemu przyjacielowi.
Miała nadzieję, że nikt już jej o to nie zapyta, nie miała ochoty na
tłumaczenie ‘jak to wpadła na drzwi’, lub coś podobnego. Z westchnięciem, wyszła z
łazienki, kierując się w stronę garderoby. Na jej szczęście nie było tam tej nowej,
pewnie właśnie tańczyła na scenie.
Pierwsze, co
zrobiła to zdjęła ten cholerny stanik, który prawie, że uniemożliwiał jej
oddychanie. Szybko przebrała się w swoje ubrania, a właściwie to ubrania Harry’ego.
Związała włosy w koczka i ponownie nałożyła grubą warstwę makijażu, żeby tylko
zakryć siniaka.
Kiedy była gotowa
do wyjścia, dotarło do niej, że tak naprawdę nie ma, dokąd iść. Harry’emu przed
wyjściem oznajmiła, że wraca do domu, więc nie musi po nią przyjeżdżać.
Naprawdę miała iść do domu JJ’a po swoje rzeczy, oczywiście planowała to za nim
dowiedziała się, że to on jest jej klientem.
- Głupia idiotka –
mruknęła pod nosem, wyciągając telefon, który tymczasowo pożyczył jej Harry.
Zdziwiona spojrzała na wyświetlacz.
10 połączeń
nieodebranych.
1 nowa wiadomość.
I wszystko to od
Harry’ego. Nawet nie zamierzała czytać smsa, tylko szybko wybrała jego numer.
Po kilku sygnałach chłopak w końcu odebrał.
- Obudziłam cię? –
Zapytała, spoglądając na zegarek. Było już grubo po pierwszej rano.
- Nie, oglądałem
film – odpowiedział. – Dlaczego wcześniej nie odbierałaś? Przeczytałaś
wiadomość?
- Jestem w pracy –
mruknęła. – I nie, nie przeczytałam. Coś się stało?
- Wiesz, kim jest
Gianni Versace, prawda? – Zapytał. Wiedziała, co to Versace, ale kim był ten
cały Gianni, to nie bardzo. – Sutton?
- Nie?
- Donatella
Versace?
- Ją kojarzę –
mruknęła, przypominając sobie jej twarz. Często widziała tę kobietę w
magazynach plotkarskich, które uwielbiała czytać. – Ale co to ma do rze…
Czekaj, czekaj! Wzięli cię? – Zapytała, szeroko się uśmiechając. Współpraca z
Versace była jego wielką szansą i od początku miała nadzieję, że mu się uda.
- Tak, ale to nie
o to chodzi – odpowiedział, chichotając. Tak, Harry Styles właśnie zachichotał. – Ciebie
też chcą – dodał.
- Kto mnie chce?
- No Versace –
odpowiedział, a ona zamarła. Do czego ona jest im potrzebna? Skąd oni w ogóle
o niej wiedzą? Ktoś powiedział o jej przygodzie z Liam’em?
- Nie rozumiem?
- Zobaczyli cię
na bankiecie i stwierdzili, że jesteś piękna i się nadajesz – wyjaśnił. – Jutro
rano mamy spotkanie z Karen, matką Liama – dodał. Czy była szczęśliwa? I to
jeszcze jak! Nie mogła uwierzyć, że ktoś ważny ją zauważył i na dodatek
stwierdził, że nadaje się na modelkę! I to jeszcze taka ważna kampania? Z
Harrym? To nie mogło być prawdą.
Lecz nie wszystko
ją tak cieszyło…
Przebywanie w tym samym pomieszczeniu, co matka Liama, na pewno nie było na liście jej marzeń.
_______________________________________
HEJ! Jak się
macie? Niedługo święta! Już się doczekać nie mogę, a wy? Rozdział miał być
troszkę później, ale stwierdziłam, że skoro szósty był krótki i nudny i w ogóle
straszny, to dodam rozdział siódmy troszkę szybciej J Nie wiem czy przed świętami pojawi się tu
coś jeszcze nowego, zobaczymy… J
No i jeszcze raz
przypominam o moich nowych opowiadaniach (linki na prawo – Super Drummer i
Zdradzona miłość). Na pierwszym blogu rozdział może pojawić się jeszcze przed
świętami jak dobrze pójdzie, a na drugi zapraszam… troszkę później J
No to już chyba
wszystko!
WESOŁYCH ŚWIĄT!!!!!
(tak na
przyszłość, bo nie wiem czy dodam tu rozdział jeszcze przed świętami, jak już
wspominałam).
Do następnego :*
Pierwsza! :3 Fajny rozdział :) Już sobie wyobrażam te okładki z Sutton i Harrym, hahaha :D
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej Sutton i Liam Moments ^^
Duuuuużoooooooo weny życzę! I oczywiście WESOŁYCH ŚWIĄT! xx
@luv_my_jade
cudo:*
OdpowiedzUsuńSwietny<3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :) Mam nadzieję, że jednak dodasz coś jeszcze przed świętami :D
OdpowiedzUsuńomggggggggg! Uwielbiam twoje opowiadanie! Masz OGROMNY talent *-* W wolnym czasie zapraszam na mój blog: http://never-be-well.blogspot.com/ i na blog mojej przyjaciółki: http://story--of-my--life.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńO cholera... ale się zaczyna robić. Kitty w Versace? Będzie ciekawie! :D
OdpowiedzUsuńJak Liam może być taki... wredny w stosunku do Sutton? Przecież ona mu niczym nie zawinęła... no, prawie niczym. "Ale tym i tak świata nie zawojuje" :D
Z niecierpliwością czekam na nexta. W wolnej chwili zapraszam do mnie :
http://the-innocent-flower.blogspot.com/
http://prison-of-pain.blogspot.com/
trafiłam tutaj przypadkiem i uwielbiam takie przypadki. przeczytałam wszystkie rozdziały i chcę więcej ;3
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Awards. Więcej informacji u mnie :) x
OdpowiedzUsuńhttp://onelife-onewin.blogspot.com/2013/12/liebster-awards-3.html
O mój boże to jest cudowne, ale dlaczego tak mało Alaski i Harrego, no bo kurde uwielbiam ich <3 Już nie mogę doczekać się następnego :)
OdpowiedzUsuńPs. Zapraszam do mnie w wolnym czasie: http://iloveyourvoice-fanfiction.blogspot.com/