piątek, 4 lipca 2014

22.

22. Beldurra.


- Kiedy powiem Camille, że moja córka będzie uczyć się w Londyńskim college’u, umrze z zazdrości – westchnęła z zachwytem Margaret, pakując do walizki kolejną koszulkę córki. Marzeniem państwa Irwin zawsze było wysłanie swoich córek do dobrych szkół, żeby tak jak oni coś w życiu osiągnęły. Ich starsza córka Claire otworzyła swój własny biznes, który naprawdę nieźle prosperował, a teraz i Sutton zaczynała dojrzewać. Pomysł z nauką w Londynie nie należał do brunetki, ale widząc jak jej rodzicom na tym zależało, nie mogła się nie zgodzić. – Studiować też oczywiście tam będziesz, więc zazdrość będzie podwójna – dodała. Sutton tylko się zaśmiała, zupełnie nie zdając sobie sprawy jak inna będzie jej przyszłość.

- Gotowa? – Do pokoju zajrzał pan Irwin, szeroko się uśmiechając. On, jako nauczyciel, był strasznie dumny ze swojej córki. Miał nadzieję, że dziewczyna podąży jego szlakiem i również będzie nauczać. – Nie zostało nam już dużo czasu – przypomniał. W Londynie mieli być równo o 15, ponieważ umówieni byli z kobietą, która wynajmie ich córce pokój w swoim domu.

- Idziemy, idziemy – zaśmiała się brunetka, chwytając za jedną z walizek. Ostatni raz przyjrzała się pokojowi w którym przeżyła tyle wspaniałych chwil mając nadzieję, że często będzie tam wracała.


Wspomnienia były okrutne, ale do rzeczywistości się nie umywały. Gdyby nie wyjazd do Londynu jej życie na pewno byłoby teraz dużo łatwiejsze. Kilka lat temu mieszkała z kochającą ją rodziną, a teraz leżała na zimnej podłodze modląc się o przeżycie. Od dwóch dni Stan więził ją w jakimś pokoju, w którym nie było dosłownie niczego. Kompletnie niczego, nawet łóżka. Dostała tylko brudny koc, którego i tak nie była w stanie dosięgnąć, ponieważ jej ręce były do czegoś przywiązane. Nie miała żadnych szans na ucieczkę, choć próbowała. Postanowiła, że dopóki będzie na siłach, nie podda się. Musiała walczyć i o siebie, ale przede wszystkim o swoje nienarodzone dziecko.

- Jak się czujesz? – Do środka wszedł Stan, kucając przy brunetce. Dziewczyna nawet na niego nie spojrzała, bojąc się kolejnego ciosu. Co kilka godzin od początku jej porwania, Stan zaglądał do niej i po prostu ją bił. Za każdym razem starała się bronić brzuch, modląc się, aby nic nie stało się jej dziecku. – Nie chcesz mówić, trudno. Wiesz gdzie teraz jest Charlie? W drodze do twojej przyjaciółeczki – zaśmiał się. Swoimi słowami zwrócił uwagę Sutton, która bała się o życie swoich przyjaciół.

- C-co?

- Pojechał ją pocieszyć – westchnął. – O twoim zniknięciu mówili już w telewizji, nie zdawałem sobie sprawy, że jesteś taka medialna – prychnął.

- Proszę zostawcie Alaskę w spokoju – załkała. – Błagam…

- Przykro mi, ale twoja przyjaciółeczka przyniosła mi już 200 tysięcy – powiedział. – I nie zamierzam na tym poprzestać, skoro jej mamusia tak bardzo chce mi płacić – dodał stanowczo, bawiąc się kluczem od drzwi. – A wracając do ciebie… Nie sądzisz, że przez ten cały cyrk z telewizją wszyscy dowiedzą się kim tak naprawdę jesteś?

- S-skąd o tym wiesz?

- Charlie mi powiedział – zaśmiał się. – Pewnego dnia, zupełnie przypadkiem spotkał twojego przyjaciela hmm… Jak mu tam było? Johna? Z resztą nie ważne jak ten idiota ma na imię jedyne, co teraz mnie zastanawia to czy Karen Payne zapłaci mi jeszcze więcej jeśli obiecam, że nie pójdę z tą informacją do prasy? Myślisz, że…

- Ty gnido! – Wrzasnęła, próbując go kopnąć. Mężczyzna jednak szybko się odsunął, po czym grubym sznurem związał jej nogi. Ponownie ukucnął, tym razem jednak był znacznie bliżej. Sutton czuła jego odrażający oddech na swojej twarzy, co powodowało u niej odruchy wymiotne.

- Cukiereczku, przecież już o tym rozmawialiśmy – westchnął, kręcąc głową. Tak naprawdę Stanley nigdy nie miał w planach porwania Sutton, ale to ona sama wpadła w jego ręce. Gdyby nie podsłuchiwała, siedziałaby sobie teraz wygodnie w domku, a na jej miejscu byłaby Alaska. – Nie możesz się tak zachowywać, wiesz jak tego nie lubię – dodał, bawiąc się kosmykiem jej brudnych włosów.

- Nie dotykaj mnie! – Warknęła, odwracając głowę. Jeden jego stanowczy ruch i ponownie przed oczami miała jego pomarszczoną twarz. – Zost…

- Nigdy się nie nauczysz – westchnął, wymierzając jej policzek. Dziewczyna próbowała powstrzymać płacz, ale już dłużej nie potrafiła udawać, że jest twarda i, że nic ją nie boli. – Wreszcie jakieś emocje! – Zaklaskał w dłonie, widząc jej łzy. – Mo…

- Stnaley! – Przerwał mu krzyk jakiegoś mężczyzny. Sutton nigdy wcześniej nie słyszała tego głosu, więc postanowiła wykorzystać sytuację. Zanim Stan zdążył wyjść, ona zaczęła wrzeszczeć jak opętana. Miała nadzieję, że nowo przybyła osoba jej pomoże.

- Ty suko! – Warknął wściekły Rogers, rzucając się na nią. Najpierw zatkał jej usta jakąś brudną szmatą, a później zadawał ciosy na oślep, zupełnie zatracając się w swoim szale. Nie zwracał uwagi na jej łkanie, miał gdzieś, że jej powieki powoli się zamykały, nadal ją bił. Ostatnie, co Sutton miała przed oczami to obraz wściekłego Stana i obcego mężczyznę, który go od niej odciągał.

A później była już tylko ciemność.


---


Dwa dni.

Dwa długie, bezczynne dni. I zero jakichkolwiek informacji na temat Sutton. Wszyscy byli w mieszkaniu Liama, uważnie słuchając policjanta, który kolejny już raz powtarzał dokładnie to samo. Wiadomo było, że Sutton została – najprawdopodobniej, bo jak to stwierdził komisarz Reynolds, na 100% nic nigdy nie wiadomo, ale Liam i tak wiedział swoje – porwana, ponieważ pod apartamentowcem, w którym mieszkały Sutton i Alaska, znaleziono ślady ‘ciągnięcia ciała’ i bransoletkę, która jak potwierdziła Al, należała do jej współlokatorki.

- Już pan to mówił – warknęła Karen, zwracając się do Reynoldsa. – Wolelibyśmy usłyszeć jakieś nowe fakty – dodała, na co wszyscy przytaknęli. Liam, który pogodził się już z myślą o byciu ojcem, dosłownie załamał się po tym jak wczoraj powiedziano mu o zniknięciu Sutton. Nie wiedział czy bał się bardziej o życie brunetki, czy swojego nienarodzonego dziecka. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, co Sutton mogła teraz przechodzić.

- Mówiłem już, że…

- Wiadomo już coś? – Do mieszkania niespodziewanie wpadł Charlie, przerywając Reynoldsowi w pół słowa. Blondyn od razu podszedł do Alaski, mocno ją do siebie przytulając. Może i od jakiegoś czasu nie było między nimi za dobrze, zwłaszcza po tym jak blondynka obudziła się naga w jego mieszkaniu, ale w takiej chwili potrzebowała swojego przyjaciela. I nie obchodziło jej, co myślała teraz reszta. Poza tym chłopak świetnie ukrywał swoje prawdziwe oblicze, więc nikt niczego nie podejrzewał.

- Nic – odpowiedziała, odsuwając się od niego. – W ogóle skąd wiesz, że coś się stało? – Zapytała po chwili. Blondyn tylko się uśmiechnął, wskazując na telewizor wiszący na ścianie.

- Mówili w wiadomościach – wyjaśnił. – Więc porywacze się jeszcze nie odezwali? – Alaska pokręciła przecząco głową, smutno się uśmiechając. Nie wiedziała, co myśleć o porwaniu Sutton, bo jaki ktokolwiek miałby powód, aby porwać jej przyjaciółkę? Bo jeśli chodziłoby o pieniądze to na pewno ktoś już by się odezwał, a tymczasem telefony nadal milczały. Z głośnym westchnięciem swój wzrok skierowała na Harry’ego, który rozmawiał z Vicky. Brunetowi widocznie obecność Charliego się nie podobała, bo co i raz obrzucał go nieprzyjaznym spojrzeniem.



- Co on tu kurwa robi? – Wyrwało się nagle Harry’emu, ale gromiący wzrok Vicky go uciszył. Na szczęście krzyki Karen i komisarza Reynoldsa sprawiły, że raczej mało, kto usłyszał słowa Styles’a. – No, co?

- Daj spokój – mruknęła. – Przecież nic nie robi, prawda? Poza tym jest tu dla Alaski, bo jest jej przyjacielem. To urocze.

- Nic co jest związane z tym padalcem nie jest urocze – powiedział ciszej, ale stojący obok niego Louis doskonale wszystko usłyszał. Przycisnął dłoń do ust, aby nie wybuchnąć śmiechem, bo sytuacja w której aktualnie się znajdowali, zupełnie na to nie pozwalała.

- Louis! – Warknęła Vicky, uderzając chłopaka w ramię. – Zachowuj się! I ty też – zwróciła się do Harry’ego, po czym odeszła do stojącego z boku Nialla. Tylko on wydawał się być najnormalniejszy w tym pomieszczeniu, więc na ten czas był odpowiednim partnerem do rozmowy.



Po drugiej stronie salonu, Liam siedział przy oknie, intensywnie czegoś wypatrując. Obok niego stała Nicole, próbując w jakikolwiek sposób mu pomóc. Osobiście nie rozumiała, dlaczego wszyscy tak bardzo przejęli się zniknięciem Sutton, ale wiedząc w jakim stanie jest jej chłopak, postanowiła poudawać, że jej też zależało na odnalezieniu Irwin.

- Liam – zaczęła, zwracając tym jego uwagę. – Może powinieneś coś zjeść, co? – Zapytała, jednak on pokręcił głową. Nie miał ochoty na nic. Jedyne, czego by chciał to zamknięcia się w swoim pokoju, ale z tymi wszystkimi ludźmi, którzy od wczoraj okupowali jego mieszkanie, nie dałoby się. – Może jed…

- Nie – warknął. Liam nie należał do osób jakoś nadzwyczajnie miłych, a szczególnie kiedy był w złym nastroju. Wszyscy jego przyjaciele wiedzieli, że w takich wypadkach należy Payne’a omijać szerokim łukiem, ale Nicole chyba miała się dopiero tego nauczyć.

- Przepraszam – mruknęła cicho, siadając na krześle naprzeciwko niego. Liam nawet na nią nie spojrzał, zupełnie nie reagując na jej przeprosiny. – Wiem, że… Wiem, że moje słowa pewnie i tak ci nie pomogą, ale obiecuję, że co by się nie wydarzyło, będzie dobrze. Policja zrobi wszystko, żeby odnaleźć Sutton i… I jej na pewno nic nie jest – dodała, spuszczając wzrok. Tak naprawdę miała głęboko gdzieś, co stanie się z Sutton, ale w jakimś stopniu żałosny wygląd Liama sprawiał, że było jej smutno.

-Masz rację, nie pomogły – mruknął, ale po chwili zrozumiał swój błąd. – Przepraszam. Jestem zmęczony, nie mogłem spać. – Wyjaśnił, przecierając oczy. 

- Rozumiem – uśmiechnęła się.

- Dlaczego akurat ona? – Zapytał nagle, patrząc Nikki prosto w oczy. – Przecież ona nic nikomu nie zrobiła! To znaczy chyba nic nie zrobiła, ale… Cholera! Na świecie jest tyle osób, które mogliby porwać zamiast niej…

- Liam…

- Ale to prawda! – Powiedział. – Sutton nic nie miała! Wzięła udział w jednej kampanii i kilku reklamach, ale to jeszcze za mało, żeby nagle stała się milionerką! Jestem pewien, że jeśli się kogoś porywa to dla jakichś korzyści, zazwyczaj majątkowych, więc… - Nagle przestał mówić z przerażeniem wpatrując się w zdezorientowaną dziewczynę.

- Wszystko w porządku? – Zapytała, machając mu ręką przed twarzą. Siedział jak zahipnotyzowany. – Liam?

- Moje dziecko – wyrwało mu się. Co jeśli chodziło o dziecko, które nosiła w sobie Sutton? Jeśli porywacze dowiedzieli się o tym, to bardzo możliwe, że nie chodziło wcale o majątek Sutton, ale o pieniądze jego i jego rodziny. I wszystko nagle zaczynało robić sens. – Co jeśli oni wiedzą?

- O czym wiedzą? – Zapytała wyraźnie zmartwiona. – O jakim dziecku ty mówisz?

- Boże, Nicole… - wyszeptał, szybko oddychając. – Co jeśli oni ją porwali, bo wiedzą, że jest w ciąży?

- Sutton jest w ciąży?

- Tak – odpowiedział szybko, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie wyznał swojej dziewczynie, że inna kobieta jest z nim w ciąży. – Co jeśli oni…

- Liam, stop – warknęła na tyle cicho, aby nikt jej nie usłyszał. – Ja wiem, że się martwisz, ale nie sądzisz, że należą mi się jakieś wyjaśnienia? – Zapytała.

- Sutton jest w ciąży, powiedziała mi dwa dni temu – wyjaśnił. – Wydaje mi się, że mogli…

-  Z tobą? – Zapytała. – Liam, czy to twoje dziecko?

- Tak – odpowiedział. – I jeśli ci ludzie dowiedzieli się, że…

- Kurwa, Liam – przerwała mu. Była wdzięczna, że reszta zasypywała Reynoldsa pytaniami, bo dzięki temu ona i Liam mogli spokojnie porozmawiać. – Wiem, że się martwisz, ale czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, co mi właśnie powiedziałeś? Jeśli Sutton jest z tobą w ciąży to znaczy, że… Zdradziłeś mnie?!

- C-co?

- Zdradziłeś mnie z tą dziwką?! – Warknęła. Była wściekła, bo jeśli okazałoby się, że Liam ją zdradził musiałaby go zostawić. Mimo wszystko nie była kobietą, którą można było się bawić. Miała swoją dumę i nigdy nie pozwoliłaby sobie na takie traktowanie. – Mów!

- Nie! – Westchnął, przecząco kręcąc głową. – Dobrze wiesz, że nigdy bym ci tego nie zrobił – dodał. Co prawda, to prawda. O Liamie można było powiedzieć wiele rzeczy, ale zarzucanie mu niewierności było zwyczajnie głupie, bo ten facet nigdy w życiu nikogo by tak nie skrzywdził. – To była tylko jedna noc, zanim się spotkaliśmy – wyjaśnił.

- Co zamierzasz? – Wyraźnie odetchnęła, uspokajając się. Wzruszył ramionami, dłońmi przecierając zmęczoną twarz. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić, bo nigdy wcześniej nie był w tak pojebanej sytuacji. Nigdy wcześniej nie musiał zasypiać i budzić się ze świadomością, że osoba, na której strasznie mu zależało, mogła być w tym momencie torturowana. Jedyne, czego był pewien to tego, że jeśli drugi raz Bóg odbierze mu kogoś na kim tak bardzo mu zależało, to będzie jego koniec.  

- Nie wiem – mruknął po chwili. – Nie wiem. Najważniejsze jest teraz żeby Sutton wróciła do domu. 
____________________________________________
PRZEPRASZAM :) Wiem, że minęło już sporo czasu od ostatniego rozdziału, ale na asku i w komentarzach już tłumaczyłam, że byłam zajęta i nie miałam szansy żeby ten rozdział dokończyć i dodać. Ale najważniejsze, że już jest, uff xD Teraz zaczynam pisać 23... hehe :D

Początek opowiadania trochę inny, poznaliśmy nawet rodziców Sutton, łał! Więcej o nich w drugiej części opowiadania huehuehue :D No i taki bezbronny Liam... Chyba pierwszy raz pokazał takie oblicze :)

Jeśli macie pytania do mnie lub bohaterów zapraszam na aska, a ja postaram się odpowiedzieć :)

Do następnego;*

Czytasz = komentujesz!


PS: Dziękuję za to, że czytacie, komentujecie no i za to, że po prostu jesteście! <3

11 komentarzy:

  1. Genialny rozdział!!!!!!!! Warto było czekać :-D Ciekawe, co będzie dalej...
    Nie wiem jak przeżyję 2 tygodnie bez neta :'(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. genialny. niech liam znajdzie sutton
    Lutton? Siam? mniejsza oni forever together <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne ff! Warto było czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham..... opłacało się czekać :-* oby z Sutton i dzieckiem bylo wszystko dobrze i żeby ich szybko Liam odnalazł:-D Xx
    Pozdrawiam wszystkich;-)

    @patina007

    OdpowiedzUsuń
  6. Liam i Sutton i ich dziecko musza byc razem :D a Nicole niech spada na drzewo :p swietny rozdzial :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedna Sutton :(((( A Nicole nich idzie do diabla, wszystko psuje tylko...
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie! Z niecierpliwością oczekuję na następny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. dopiero ca zaczęłam czytać bloga i jest on świetny. bardzo wciągający. czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale mnie ten Charlie denerwuje.... Jak on wogóle może sobie tak przyjść i pocieszać Alaske a tak naprawde to on porwał Sutton? Nienawidzę go :/ Biedny Liam i Sutton :( Oni muszą być wreszcie razem proszę :(

    Aniaa :)

    OdpowiedzUsuń