10. To tylko
złamany nos, da sobie radę.
- Jak mogłaś mnie
zostawić?
Zapytał, z
czułością wpatrując się w zdjęcie na nagrobku. Marie była tą jedyną, tą, z
którą miał się ożenić. Jeszcze kilka dni temu mówił Louis’owi, o tym jak bardzo
pragnie z nią być do końca ich dni. Niestety nie wiedział, że ten koniec
nadejdzie tak szybko. Zginęła tak nagle, bez żadnego pożegnania. Najgorsze
jednak było to, że była sama. Nie było go przy niej, mimo, że dziewczyna
prosiła go, aby z nią pojechał. On jednak wolał zostać w domu, trenować.
Jeszcze nigdy w życiu nie żałował czegoś tak bardzo, jak tej głupiej decyzji.
Z głębokim
westchnięciem, uklęknął przy nagrobku, szeroko się uśmiechając. Nie chciał
płakać, bo Marie nienawidziła, gdy był smutny. Wziął do ręki jedną z białych
róż, przyciskając ją do ciała.
Białe róże.
Cała płyta
obłożona była jej ulubionymi kwiatami. Nie było dnia, żeby Marie nie mówiła o
białych różach. Dlaczego? To były ulubione kwiaty jej matki. Uśmiechnął się,
spoglądając w górę. Pewnie teraz ze sobą wesoło gawędziły, w końcu spotkały się
po tylu latach. Cieszył się, że Marie nie jest tam sama, że ma kogoś, kto ją
kocha tak mocno jak on.
Z kieszeni wyjął
karteczkę, którą znaleziono przy jej ciele.
- Ja ciebie też
kocham, aniołku – powiedział, w dłoni trzymając małe, czerwone pudełeczko.
Otworzył je, klękając na kolanie. – Marie Natasho Perez, wyjdziesz za mnie? –
Zapytał, z głupią nadzieją wpatrując się w jej zdjęcie. Po chwili na jego
policzek spadła pierwsza kropla deszczu.
Dla innych ludzi
był to zwykły deszcz.
Dla niego była to
odpowiedź.
***
Ubrany w czarny
garnitur, z uwagą przyglądał się swojemu przyjacielowi. Z jednej strony cieszył
się, że Zayn tak dobrze sobie radził, a z drugiej wiedział, – choć udawał, że
się myli, – że to tylko gra. Malik był twardym facetem, rzadko okazującym
uczucia, to fakt. Jednak Liam, jako jego przyjaciel, pod maską nieokazującą
żadnych odczuć widział człowieka załamanego i wewnętrznie rozdartego.
Z głośnym
westchnięciem ostatni raz spojrzał na nagrobek, po czym skierował się do
swojego samochodu. Namawiał Zayn’a, aby z nim pojechał, ale brunet stanowczo
odmówił, twierdząc, że jeszcze chciałby z nią zostać. Jego auto było
osamotnione, reszta obecnych ludzi na pogrzebie już dawno się rozjechała. Było
wiele osób ze świata mody, co pokazywało jak dobrą i znaną modelką była Marie.
- Liam – usłyszał
za sobą delikatny głos. Mimowolnie się uśmiechnął, wiedząc, do kogo on należał.
– Przechodziłam obok i… Dobrze się czujesz? – Zapytała, ukradkiem zerkając w
stronę cmentarza. Nie miała pojęcia, co się stało. Jeśli to ktoś z rodziny
Payne, będzie się czuła cholernie głupio, bo oni po śmierci Katy jej bardzo
pomagali.
- Jak już
wspominałam, przechodziłam tędy – powiedziała. – Wracałam do domu z zakupów –
dodała, do góry podnosząc reklamówkę z zakupami. Chłopak uśmiechnął się,
wskazując na samochód.
- Podwieźć panią?
- Nie, nie
dziękuję – podziękowała szybko.– Mam już blisko, nie chcę sprawiać problemu –
dodała.
- Ale to naprawdę
nie problem – uśmiechnął się, pomagając jej z zakupami. Kiedy już oboje
znajdowali się w jego samochodzie, kobieta postanowiła dowiedzieć się, dlaczego
Liam był na tym cmentarzu.
- Przepraszam, że
zapytam, ale…
- Marie –
odpowiedział, wyprzedzając jej pytanie. – Dziewczyna Zayna – dodał, na co
kobieta z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Biedna
dziewczyna – westchnęła. – Nie rozumiem, dlaczego Bóg zawsze zabiera do siebie
młodych ludzi? Przecież ona miała przed sobą wspaniałą przyszłość. – Liam nie
do końca wiedział czy kobieta mówiła jeszcze o Marie, czy może już o Katy. Pani
Palmer nigdy nie pogodziła się ze śmiercią córki, podobnie jak Liam.
- Niestety –
westchnął. – Samolot miał awarię – dodał, choć wcale nie pytała.
- A jak trzyma
się Zayn?
- Sam nie wiem –
mruknął. – Niby twierdzi, że wszystko dobrze, ale… Ja też tak kiedyś
twierdziłem, a wcale dobrze nie było – powiedział ciszej. Kobieta tylko się
uśmiechnęła, nic już nie mówiąc. Zaczęła przyglądać się mało ciekawej okolicy,
w której niestety mieszkała. Katy nigdy nie przepadała za tym miejscem i
pewnie, dlatego większość czasu spędzała u Liama.
- O, Sutton! – Powiedziała,
wskazując na zakapturzoną postać. Chłopak na jej słowa szybko podążył za jej
wzrokiem. Miała rację, Sutton pośpiesznie kierowała się w stronę jednego z budynków.
Teraz dopiero mu się przypomniało, że to właśnie tu spotkał ją tego deszczowego
wieczoru.
- Zna ją pani?
- Oczywiście, że
tak – odpowiedziała. – Chodziła z Katy do szkoły – dodała. – Nie przyjaźniły
się jakoś specjalnie, ale rodzice Sutton byli bardzo miłymi ludźmi.
- Tak,
wspominała, że znała Katy – mruknął pod nosem, zatrzymując samochód pod domem
kobiety.
- Też ją znasz?
- To znajoma
mojego przyjaciela – powiedział. – To on mnie z nią poznał.
- To miła
dziewczyna, ale trzymaj się od niej z daleka – ostrzegła go. – Ma straszne
zajęcie, poza tym często widywałam ją z tym typem spod ciemnej gwiazdy.
- Z jakim typem?
- John’em – odpowiedziała.
– Jest straszny i moim zdaniem to on już dawno powinien w więzieniu siedzieć.
***
Po mimo strachu,
zapukała w brązowe drzwi, czekając aż pojawi się w nich twarz jej przyjaciela.
Nie mogła dłużej polegać na Harry’m, musiała zacząć radzić sobie sama.
Pierwszym krokiem było zabranie swoich rzeczy z mieszkania JJ’a i znalezienie
domu. Teraz, gdy była pewna, że kontrakt z agencją KAL ma w kieszeni,
mogła przeznaczyć swoje małe oszczędności na jakieś tanie lokum.
- Sutton – z zamyślenia
wyrwał ją głos mężczyzny. Podniosła na niego wzrok, delikatnie się uśmiechając.
Odpowiedział tym samym.
- Mogę wejść?
- Oczywiście –
otworzył szerzej drzwi, pozwalając jej wejść do środka. Nie była pewna czy
dobrze robi przychodząc tu sama, ale nie chciała nikogo mieszać w swoje
problemy z John’em. Poza tym wydawał się być trzeźwy, więc miała nadzieję, że
do niczego nie dojdzie.
- Przyszłam
zabrać swoje rzeczy – poinformowała go, kierując się w stronę pokoju, który wcześniej
zajmowała.
- Sutton, proszę –
westchnął, chwytając ją za nadgarstek. Przyciągnął ją do siebie, uważnie się
jej przyglądając. – Przepraszam – zaczął. – Tak bardzo cię za wszystko
przepraszam – dodał, robiąc krok w tył. Widział, że nie czuła się komfortowo,
gdy był tak blisko, a nie chciał jeszcze bardziej tej sytuacji komplikować.
- Wiem –
mruknęła. – Wiem, że żałujesz i wybaczam – powiedziała. – Ale to nie znaczy, że
tu zostanę.
- Sutton…
- Nie, John –
przerwała mu. – Błagam cię, pozwól mi się spakować w spokoju.
- Nie mogę –
załkał. – Dobrze wiem, że jeśli pozwolę ci teraz wyjść, nigdy cię już więcej
nie zobaczę!
- To nie prawda…
- Nie jestem
głupi, Sutton – warknął. – Widziałem cię z tym modelem. Pieprzysz się z nim? To
do niego się przeprowadzisz, prawda?
- Harry mi
pomaga, w przeciwieństwie do ciebie – warknęła. – To mój przyjaciel, dużo
lepszy od ciebie – dodała wściekle, do końca nie zastanawiając się nad tym, co
powiedziała. Wyraz jego twarzy pokazał jej jednak, jak bardzo zraniła i rozwścieczyła
go tymi słowami.
Bez słowa
przycisnął ją do ściany, zaciskając dłoń na jej szyi. John od dawna miał
ogromne problemy ze swoim temperamentem, ale ostatnimi czasy był po prostu
przerażający.
- John –
wydusiła, próbując się uwolnić. – J-John bła-błagam… Nie mogę…. Oddychać…
- Tak bardzo tego
nie chcę, ale nie dajesz mi wyboru – wyszeptał, jeszcze bardziej ściskając
dłoń. – Nie chcę tego robić Sutton, uwierz mi – dodał.
Kiedy brunetka powoli
traciła przytomność, godząc się ze swoim tragicznym końcem, John został od niej
odciągnięty. Bezsilnie opadła na podłogę, łapczywie łapiąc powietrze. Po kilku
sekundach, zdołała podnieść głowę, żeby zobaczyć, kto tak bardzo jej pomógł,
jednak nigdy nie spodziewała się, że tą osobą będzie…
- Liam –
szepnęła, próbując się podnieść z zimnej podłogi. Nie mogła pozwolić, żeby Liam
zrobił coś poważnego John’owi. Po pierwsze JJ był jej przyjacielem, a po drugie
nie chciałaby żeby Liam miał problemy z policją. Sytuacja jednak nie wyglądała
dobrze; Liam siedział na bezwładnym ciele John’a, raz po raz uderzając pięścią
w jego zakrwawioną twarz. – Proszę,
przestań – załkała, kładąc dłoń na jego ramieniu.
Odsunął się od
mężczyzny, wpatrując się w podłogę. Za wszelką cenę chciał uspokoić oddech, by
móc wreszcie sprawdzić czy z Sutton wszystko w porządku. Nie mógł jednoznacznie
powiedzieć, dlaczego zareagował tak a nie inaczej, ale przecież nie mógł pozwolić żeby
coś jej się stało. Oczywiście, nie musiał bić tego mężczyzny, ale jakkolwiek strasznie to brzmi, nie mógł się powstrzymać.
- Musimy wezwać
pogotowie – oświadczyła, dokładnie przyglądając się przyjacielowi. W odpowiedzi
uzyskała tylko głośny jęk i ledwo zauważalne kręcenie głową. – Musisz iść do
szpitala – powiedziała cicho, ocierając mokre od łez policzki. Nawet, jeśli
jeszcze przed kilkoma minutami John chciał ją zabić, ona nie pozwoli by umarł.
- Nic mu nie
będzie – mruknął Liam, podnosząc się z podłogi. – Weź swoje rzeczy i zmywamy
się stąd – dodał.
- Nie możemy! On
umrze, musimy go zawieść do szpitala – załkała, stając przed Liam’em, który
wyglądał na niewzruszonego całą tą sytuacją.
- Powiedziałem,
że nic mu nie będzie – zapewnił. – To tylko złamany nos, da sobie radę – dodał.
- Liam…
- Sutton, idź –
odezwał się JJ, przekręcając się na bok.
- Mówiłem –
odezwał się Payne. – Idziemy – dodał, ciągnąc dziewczynę za rękę. Po dziesięciu
minutach razem opuścili mieszkanie John’a, który zapewnił, że nie pójdzie na
policję. Jak sam stwierdził, zasłużył na to.
- Dziękuję –
wyszeptała, kiedy byli już w samochodzie. Liam nic nie odpowiedział, tylko
delikatnie się uśmiechnął. – Ale skąd wiedziałeś gdzie jestem? – Na to pytanie
mina mu zrzedła. – Śledziłeś mnie?
- Nie – prychnął.
– Oczywiście, że nie. Przejeżdżałem obok – palnął, wzruszając ramionami.
***
Alaska odłożyła
telefon, pierwszy raz od kilku dni szczerze się uśmiechając. Niedawno wróciła z
pogrzebu Marie i jedyne, na co miała ochotę to zamknięcie się w pokoju na
zawsze. Śmierć przyjaciółki strasznie na nią wpłynęła i nikt nie potrafił z nią
już rozmawiać. Stała się opryskliwa i ciągle miała jakieś problemy. Jednak
przed chwilą stało się coś, co polepszyło jej humor. Charlie w końcu zaprosił
ją na oficjalną randkę. Strasznie się do niego zbliżyła i nawet czasami
wyobrażała sobie jakby wyglądało jej życie, gdyby byli razem. Skoro nie mogła
mieć Harry’ego, od teraz będzie skupiała się wyłącznie na blondynie. I wcale
nie była z tego powodu, aż tak smutna.
- Jestem –
usłyszała głos brata.
- Nareszcie –
mruknęła pod nosem. – Myślałam, że wrócisz zaraz do domu, ale… Co to ma
znaczyć? – Warknęła, widząc Sutton. Brunetka, nie będąc pewną, co powinna
zrobić, schowała się za Liam’em.
- Sutton zostanie
tu na kilka dni – powiadomił ją, zanosząc walizkę brunetki do salonu.
- Znowu?
- Tak Al, znowu –
mruknął. – Miałem ciężki dzień i naprawdę nie mam ochoty na kłótnie – dodał.
- Ty miałeś
ciężki dzień? Liam! Dziś był pogrzeb mojej przyjaciółki i…
- Marie też była
dla mnie ważna – warknął, przerywając jej. – Idę do siebie – mruknął, kierując
się w stronę swojego pokoju.
- Czego ty tu
znowu chcesz?
- Liam pozwolił
mi się tu zatrzymać – powiedziała cicho, wzruszając ramionami. – Mój przyjaciel
chciał mnie dziś zabić, ale Liam w ostatniej chwili mnie uratował – powiedziała
jakby nigdy nic. Alaska zmrużyła delikatnie oczy, nie do końca jej wierząc.
Brzmiało to, co najmniej głupio, poza tym Sutton w ogóle nie wyglądała jak
ofiara. Jednak za nim blondynka zdążyła coś jeszcze powiedzieć, Sutton uniosła
delikatnie głowę, pokazując czerwoną szyję. – Twój brat miał naprawdę ciężki
dzień – dodała, delikatnie się uśmiechając. - To był ciężki dzień dla nas wszystkich.
_____________________________________
Przepraszam, że
tak późno J
Zapraszam na
Super Drummer, gdzie już niedługo powinien pojawić się rozdział 1.
Czytasz = komentujesz!
Super rozdział. Świetnie piszesz, masz talent :D
OdpowiedzUsuńZayn :(( Moje bejbi <3 I Sutton też biedna.... No ale też dobrze, bo Liam jej pomógł! yay! Oni są tacy słodcy!! Mogą być już razem heh? <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Mam nadzieje że Sutton i Alaska się za przyjaźnią :). No i kiedy Liam będzie z Sutton? Niech już będą razem! Weny życzę i pozdrawiam ^_^
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! ♥ Sutton i Alaska mogłyby się zaprzyjaźnić, bo nadal nie przepadam za Al :c
OdpowiedzUsuńNie pomyślałam szczerze mówiąc, że Liam ją uratuje... Ale dobry pomysł :3
Życzę dużo wenki i czekam na next xx
@luv_my_jade
Wowowowow ale się dzieje! Szkoda mi Zayna i Marie, ale uważam że to co robi Alaska jest co najmniej nie rozsądne. No i czy tylko ja mam wrażenie że Liamowi zaczyn abardziej zależeć na Sutton niż chce to przyznać?
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i zapraszam tu: http://one-direction-half-a-heart.blogspot.com/
Jeśli szukasz zwiastunu na swojego bloga zajrzyj tutaj:
OdpowiedzUsuńzwiastuny-na-blog48.blogspot.com
GRATULACJE! Zostałaś nominowana do 1D Awards w kategoriach: Najlepszy Liam oraz Najśmieszniejsze opowiadanie! Więcej informacji znajdziesz na stronie www.1d-awards.blogspot.com - Nie zapomnij powiadomić swoich czytelników! Powodzenia.
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym opowiadaniu jest takie inne nie powtarzalne jedyne w swoim rodzaju bardzo szybko się czyta ma ciekawą fabułę a dowiedziałam się o nim dzięki 1D awards zasłużył on na nominację mam nadzieję że wygra :) ulubiony ff o Liam'ie i pierwszy który nie przedstawia do jako świętego
OdpowiedzUsuńCieszę się że trafiłam na ten blog i czekam na kolejny rozdział ;))
@Only_1Dreams xoxo
Dopiero zaczęłam czytać Twojego bloga i zakochałam się w tej historii. Mam nadzieję że rozdział pojawi się jak najszybciej <3
OdpowiedzUsuń